Opowiem wam moja przygodę z łuszcycą skóry głowy.
Łuszyca we włosach pojawiła się u mnie podobnie jak na skórze, czyli jakieś 16 lat temu, no i sobie jest do dzisiaj.
Zawsze moje leczenie polegało na tym, że ściągałąm łuskę olejkiem salicylowym zdaje sie Salicylol sie to nazywa. Gdy kolejny lekasz przepisał mi Elokom w płynie lub inny steryd leczyłam sie tym jakies kolejnych nie wiem ile lat. Stale były Elokomy lub Dermovate.
No i w desperacji w ubiegłym roku trafiłam na forum i wyczytywałam wszystko co było jak leci i segregowałm wiadomości. Trafiłm na cocois, to była moja brzytwa której tonący sie chwyta.
Po 2 tyg maziania skóry głowy łuszczyca zaczeła puszczać, jeszcze tylko co kilka dni smarowałm. Jakie to było cudne doświadczenie, mogłam śmiało przegarnąć włosy bez obaw,że na ubraniu pojawi się śnieg.
Ale wszystko co dobre szybko się kończy, niestety w obecnej chwili mam bardzo dużo zmian na skórze głowy.
Dochodząc do sedna chce opisać moją przygodę z dziegciem sosnowym.
Pierwszą butelke miałam na oleju lnianym, jak dla mnie za dużo tego zostawało na włosach a mało na skórze.
Kolejna butelka to już była na oleju salicylowym, i tu juz jest dobrze, gęsta oliwa trzyma sie dobrze skóry, łuska zeszła juz po pierwszym zastosowaniu, po kolejnym już tylko delikatna. Jest tylko problem, że jest mało wydajny, butelka starczy na ok tydzień.
Własnie z braku kolejnej, miałam małą przerwe w stosowaniu, co spowodowało nawrót @.W obenej chwili zakupiłam cocois i mam kolejna butlę dziegcia i będę stosowac naprzemiennie.
Muszę dodac,że cocois w porównaniu z dziegdziem sosnowym to perfum. Ten to dopiero śmierdzi, śmierdze jak wędzonka, smród nie do zmycia nawet po tygodniu. Ale cóż sie nie robi żeby ogarnąc @.
Dzisiaj pierwszy dzień z cocoisem, kolejny na dziegciu itd.
Składu niestety nie znam, zna go szefowa, jak rozczyta "bazgroły" to myślę że podzieli sie składem.
CDN..........