Witam
Moja historia z łuszczycą zaczęła się jak miałam 16 lub 17 lat. Obecnie mam 33.
Najpierw pojawiła się sucha skóra na głowie potem po kilku latach w miejscach intymnych. Stosowałam różne maści głównie na bazie sterydów. Na początku pomagały, ale potem już nie.
Odwiedziłam wielu lekarzy, którzy stwierdzili, że to łuszczyca.
Raz było lepiej, raz gorzej, raz wyskoczyła plama na pępku, raz na ręku, to był koszmar.
Ostatnio łuszczyca mocno umiejscowiła się na głowie, za uszami w uszach nie chciała zejść.
Próbowałam różnych sposobów, pomagały na krótko.
Dwa razy leżałam w szpitalu i tam zrobiono mi 5 dniową kurację, która działała, ale na krótko i zostawały czerwone plamy.
Często stosowałam to samo w domu, nawet kupiłam sobie lampę, którą stosowałam w szpitalu i trochę pomagało. Po prostu łuska nie sypała się z głowy.
W międzyczasie urodziłam dwójkę dzieci i zauważyłam, że łuszczyca podczas ciąży znika. Jaka ja byłam szczęśliwa.
Jednak po sześciu miesiącach od urodzenia z powrotem pojawiała się.
Siedziałam na urlopie wychowawczym i testowałam różne sposoby, przeważnie smarowania maściami, piłam Aloes, jadłam pestki z dyni itd. Nic nie pomagało.
Przebadałam się. Odwiedziłam laryngologa(wszystko ok.), alergologa(testy skórne na wszystko co było możliwe, wyszło że jestem uczulona na kurz i jajka poza tym na nikiel), ginekologa, endykronologa, dentystę zrobiłam zdjęcia zatok, wymazy z nosa, gardła. Badania na pasożyty. Zrobiłam wiele badań i wszystkie w normie, jestem zdrowa. Stwierdzono, że to choroba autoimmunologiczna i że może być lepiej może być gorzej.
Jednak nie dawało mi to spokoju. Zaczęłam analizować całe swoje życie. Wychowałam się w żłobku, przedszkolach, rodzice pracowali. Często miałam owsiki, często się przeziębiałam i łykałam antybiotyki.
Może to pasożyty? Zastanowiło mnie też to, że w szpitalu podczas ostatniej wizyty zrobiono badania na pasożyty, ale oczywiście nic nie wyszło.
Bardzo dużo czytałam na forach i znalazłam wiele wątków o pasożytach, które powodują problemy skórne. Znalazłam też kilka historii osób chorych na łószczycę, którym pomogło pozbycie się pasożytów.
Byłam tak zdesperowana, że stwierdziłam, że porządnie się odrobaczę. Zrobiłam badania na pasożyty i lamblie i nic nie wyszło.
Moja walka trwała od początku lutego 2012r :
Najpierw piłam ziółka „na lambrie” na bazie piołunu itp. Znalazłam recepturę w internecie. Jadłam dużo kapusty kiszonej (własnej produkcji). Nic nie pomogło.
Potem wzięłam Vermox, ale w dawkach jak na glistnicę, włosogłówkę.
Potem dwa tygodnie przerwy i znowu Vermoks w dawkach takich samych. Patrzyła czy coś pomogło, oczywiście nic nie pomogło.
W międzyczasie znalazłam artykuł o amebach, które mogą wywoływać różne problemy zdrowotne.
http://free.of.pl/z/zzsk/art/lecz_ameb.html
Dwa czy trzy tygodnie przerwy i postanowiłam odrobczyć się na lambiie. Wzięłam Metronidazol (250mg) dwie tabletki rano i dwie tabletki najpóźniej o 17.00. I tak przez 8 dni nic nie pomogło. Plus Cholestil 3 razy dziennie po 1 tabletce wtedy gdy brałam metronidazol.
Oczywiście dodatkowo 5 tabletek tranu z dorsza.
Można powiedzieć że Łuszczyca się nasiliła. Smarowałam przez cały czas brania Metronidazolu mością w kremie Clotrimazolum. Po dwóch dniach od skończenia brania Metronidazolu miałam silną grypę tak jak w tym artykule o amebach. Grypa trwałą 14 dni. Trochę się wystraszyłam, bo bolały mnie wszystkie mięśni, gardło , spuchły mi kostki u rąk i ogólne samopoczucie było beznadziejne. Zmiany na głowie się nasiliły, ale jakoś to przetrwałam. Czasami łykałam czosnek forte bezzapachowy. I oczywiście przez 14 dni łykałam po 5 kapsułek tranu z dorsza.
Chciałam odstawić Metronidazol i Cholestil, bo fatalnie się czułam, ale artykuł o amebach, który znalazłam w internecie i forum na którym pan Jarek opisuje swoją historię przekonał mnie do tego, żeby wziąć Metronidazol w większych dawkach. (moja mama choruje na RZS).
http://free.of.pl/z/zzsk/art/watek_jarka/index.html
Po 16 dniach od odstawieniu Meronidazolu zaczęłam go łyykać, ale inaczej. Na moją wagę 65kg łykałam 1500mg na dobę+ przez kolejne dwa dni w tygodniu np. sobota i niedziela. A potem przerwa do następnej soboty i niedzieli. I w sobotę i niedzielę znowu 1500mg na dobę w dawkach podzielonych.
Jak brałam Metronidazo to brałam też cholestil. 3razy dziennie po 1 tabletce. Metronidazolu starczyło mi na 4 tygodnie kuracji.(Powinna brać przez 6 tygodni). Smarowałam się też tą maścią Clotrimazolum. Na początku łuszczyca się nasilała i czułam objawy grypopodobne, mrowienie w miejscach gdzie miałam łuszczycę. Po czwartym tygodniu brania tak dużej dawki doznała szoku. Najpierw zauważyłam że na głowie nie pojawia mi się łuska. Wszystko z dnia na dzień zniknęło. Skóra przez kilka dni jeszcze mnie mrowiła, więc przecierałam skórę głowy wodą utlenioną. Czerwone placki zniknęły. Całą głowę mam czystą, uszy, za uszami też. Łzy same mi lecą jak pomyślę, że mordowałam się z tym paskudztwem połowę życia.
Na tyłku z przodu i z tyłu jest tak samo. Nie ma łuszczycy.
Oczywiście stosowałam dietę tak jak w tym artykule, chociaż nie do końca.
Nie piła mleka, mało jadłam chleba, ziemniaków, nie jadłam cytrusów i nie piłam kawy.
Starałam się nie jeść słodyczy , ale były święta wielkanocne i trochę słodyczy się zjadło.
Mimo wszystko kuracja mi pomogła.
Została mi mała plamka na nodze prawie niewidoczna, i obawiam się, że wzięłam za mało Metronidazolu i Cholestilu.
Bałam się brać więcej poza tym już nie miałam tego więcej.
W zeszłym tygodniu zrobiłam sobie morfologię, mocznik Aspaty i Allaty i wszystko mam w normie. Bałam się, że po braniu tak dużych dawek Metronidazolu mogłam uszkodzić sobie wątrobę albo nerki, ale wszystkie badania są w normie.
Ta kuracja pomogła mi, chociaż wcale nie wierzyłam, że tak się stanie.
Nadal jestem w szoku. Już przyzwyczaiłam się do pięknej skóry na głowie, to było najbardziej widoczne i najbardziej mi przeszkadzało.
Wiem, że w moim przypadku były to ameby, albo labllie.
Nadal piję ziółka na bazie piołunu i jem pestki z dyni. Traktuję to jako odstraszacze przed pasożytami.
Czasami łykam też tran z dorsza.
Piszę swoją historię, ponieważ może w ten sposób pomogę komuś, kto walczy z tą chorobą. Naprawdę warto spróbować. Od ponad miesiąca nie mam na głowie żadnej łuski, żadnej plamki, żadnego zaczerwienienia. Skóra jest gładka i tak się zregenerowała, że nikt by nie powiedział, że kiedykolwiek miałam łuszczycę.
Śmieje się, że moje modlitwy zostały wysłuchane tam na górze, ale musiałam na to czekać 17 lat.
Poza tym chciałam podziękować Panu Jarkowi, że napisał swoją historię. Dużo zdrowia życzę.
Pozdrawiam i walczcie nie poddawajcie się.